niedziela, 19 sierpnia 2012

erotyk nie nazbyt opóźniony

gdy wrócę
udamy że nic się nie stało
pominiemy wszystkie drobiazgi
które uszkodziły most
na łąkę przed domem
mieliśmy ochotę
 
ja w letniej sukience
bez niczego pod spodem
będziesz zrywał polne kwiaty bez pośpiechu
odnajdziemy zagubione
przejmie dotyk
 
potem uchylisz  okna
upoimy się  koncertem kosów
zanim odlecą jesienią
 
będziemy sami się zmagać
z ciernistym krzewem

sobota, 4 sierpnia 2012

Elzach - moje radości (z dziennika)


Goffrid kupił mi rower damkę
/nie na własność/

z tej okazji
pojechałyśmy z dziewczynami za miasto
w czasie odpoczynku leżąc na łące pod lasem
obserwowałyśmy kolorowe lotnie
/ niedawno w powietrzu zmarła jedna pani / 
w drodze powrotnej odważna Marzena narwała śliwek
wieczorem delektowałam się drożdżowym plackiem
który upiekła Lidzia

zamknęłam oczy
przez moment byłam w domu

Szwarzwald - moje radości (z dziennika)


Prowadzić auto w tych rejonach – wrr…
Celem był Brettental, kawa i ciastko.
Kiedy  kelnerka podała tort szwarcwaldzki,
Janina o mało nie spadła z krzesła,
długo nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
Takie wielkie porcje - szok,
powoli przerodził się w pożądanie.
Goffrid mówi, że u nich to normalne.

Troszkę potrwało,
zanim ponownie dopięłyśmy guziki.

kaczeńce w zielonym wazonie


stanęłam trochę dalej
dla urody zdjęcia

moje siostry
pchały się do przodu
z tymi wielkimi piersiami

żółta sukienka
zielona łąka
kaczeńce

patrzę na balkon
który będzie

robię zdjęcia pustce

ułożę w całość
zrozumiem

a może tylko
mi się zda

Z perspektywy czasu


nie winią mnie kwiaty
w ogrodzie
głupio było rozwijać się
tak wcześnie

może tylko
stara porcelana
ma pretensję
o świeżość dzikiej róży

stoję
wciąż mała
z kubkiem jagód
w ręce 

Płynę jak rzeka


przemilczę
wszystkie niedopasowania
zarzuty

lepiej żyć
nad rzeką bez tamy
wieczorami
tuląc do piersi
wspomnienia w sepii

pamiętam jeszcze ten most
łączył brzegi 

kim jestem - ekfraza



lustrzane domy odbijają fałszywe kolory
ostatnich drzew

zgniła zieleń nie daje szansy
na spokojne myśli

nie pamiętam praw natury
pies z kulawą nogą przepadł

idę w stronę sztucznego światła
słysząc powtarzające się synonimy

tracę orientację

tylko cień przypomina
że jestem człowiekiem



grafika: sisey

środa, 1 sierpnia 2012

Tylko kosy śpiewają tak samo


nie pytaj
ile razy budziłam się
spragniona

ile wypiła
we mnie samotność
śledząc tańczący z wiatrem
dym cudzych pieców
  
nie 

może zabiorą nas na Seszele


do twarzy ci w słońcu
gdy z wiatrem unosisz się dotykasz

zachodni wiatr popycha mnie
obejmuję rękawami
nie jesteś zła że pobrudzę

pasujemy do siebie

cała w czerwieni
ja taki ciepły

na wieszakach
niczym dzieci na huśtawce

za chwilę
w głębi szafy
będziesz bliżej

tylko seks jest w miarę normalny


rzucili przemysłową sól do sklepów
kupiłam pięć kilo mi już nie zaszkodzi
tylko wysuszy narządy
nie dam nowego życia

już dawno straciłam smaki
jedząc chemię chlorek sodu
substancje przeciw bryzgające

truskawki zjadam razem z talerzem
różnią się tylko wyglądem


na wszelki wypadek obiłam blachą buzię

co noc tworzę nowe światy


nie stój tak nie użalaj się nad sobą
myśli niech płyną gdzie indziej
najlepiej zamilcz


przeklinam przeszłość że tyle lat
już nie urodzę ci dzieci
nie kochanką nie żoną

jutro będę tobą


Wiosna - dni miłości do życia


napisałaś
posłuchaj odgłosów przyrody
przypomnij zapachy kwiatów
skosztuj tiramisu

ptaki szykują nowe gniazda
zmień choćby drobiazg w swoim

prymulki w donicach oznaką przedwiośnia
nim wzejdą tulipany

z uśmiechem na twarzy
witaj każdą minutę pierwszych oznak

odpisałam - wariatka

W radiu - Lowe Yu - Whitney Houston


na tarasie żonkile
zdobią okrągły stolik
zamykam oczy
grzeje słońce
prawie wiosna

w oddali piski jastrzębi
takie miłe dla ucha

bez stresu obowiązków
pozwalam sobie na relaks

tylko ty tak daleko
i tego nie czujesz

Wypatruję już wiosny


życie szarpie tkanki 
niby czuję radość celebrującą chwile
jednak świadomość pakowania walizki dobija

mówisz
 
gdy ciebie nie ma
uwalniasz zapach nocą

za oknem prószy śnieg
stań się lekki


Zwątpienia przychodzą nad ranem


może kiedyś opowiem historię
delikatnie dobiorę słowa zadziwię

obojętnie pijesz kawę
mówisz że papier przyjmie wszystko
że kolejny wiersz też będzie do bani

tępym wzrokiem zabijasz puentę

zastanawia mnie jedno
po co rękę włożyłam w ogień
i kto go rozpalił

niby ciepło w środku
jednak czasami boli

Glögg w przeźroczystych


świadoma i bardziej wybredna
dobieram przyprawy korzenne

ogarniasz spojrzeniem
nadal pragnąc

gorące ciała
pasują do zrzucanej w pośpiechu pościeli

na ścianie cienie dłoni podtrzymują uda

nieprawda
że stare świece gasną szybciej

Wybudzona




tkwiłam w hibernacji

mogłabym wiecznie
czekać

ona była mądrzejsza

pokazała że można
choćby na piasku
bez wody

zapraszała co dnia

teraz wiem
tamtej anny nie ma

Karmiłeś sobą /ekfraza/


wyrosłeś
z tej samej ziemi

osłaniałeś przed słońcem
dzieliłeś deszczem

bałam się tylko ognia

Jesień* uczy mądrości
dlaczego nie rozwiać włosów
nie ugiąć kolan przed szczęściem

z uśmiechem
wtulam się w miękką obfitość

pieszczoty 







Fot. Stanisław Pawłowicz

Miałam tego dosyć


tych wszystkich kremów różów i żeli

rzuciłam w kąt obcasy
bluzki z dekoltem

umyte włosy bez farby dodają mi uroku
czasami szminka by wargi nie pierzchły od wiatru

to wszystko

nie płaczę nie skomlę

zdziwiona usłyszałam że kochasz mnie bardziej
że widzisz wewnętrzne piękno
siłę która przyciąga

najlepiej lubisz mnie nagą

Noc ukrywa prawdę


zrezygnowana gubię liście

pod ziemią perz
spija ostatnie soki

puste gniazda kruszą pamięć 
pisklęta odleciały 
zapominam o owocach 
i latach

kora bez czucia

coraz większy garb
nie pozwala podnieść krzyku do nieba

tylko myśl że wrócę
zawiązuje pąki

Straconego nie odzyskam


podzielona na części
milczę

chłodna pościel
nie daje zasnąć

wtulam się głębiej
w powroty

pająki tkają
przejrzyste apaszki
nie bacząc na miejsce

zbyt długo
na obcym garnku

przeliczam ciężkie kromki

Schody skrzypią jak dawniej


zanim zupa wylała się na podłogę
byłam słonkiem

płatkiem śniegu
aż wystygła herbata na stole

wiatrem
który nie kaleczył

słowa obijają się o ściany
chowają po kątach

uschnięta dekoracja na drzwiach
płoszy

tulę policzek do twojej twarzy
na zdjęciu

Szykują się do odlotu, a mnie tam nie ma


Niemen cicho śpiewa
"mimozami jesień się zaczyna"
a ja daleko od domu
od prawdziwego życia

chcę znowu poczuć zapach szarej renety
spojrzeć na ogród pełen astrów

na winobluszcz
płonący czerwienią
jak na zdjęciu

dotknąć wszystkich uczuć

Spieszmy się


mówmy miłe słowa
póki mamy do kogo
i dopóki możemy




pamięci Wikinga

to jego wiersz - nie wiem czy mi wolno, ale?

Widziałem…


ułamkiem chwili legł w gruzy

Patrzyłem…
pył ku niebu ręce wyciągał

o promyk światła i oddech błagał

Stałem…

biegnąc wciąż i wciąż
myślami do niego
Krzyczałem…

słowa rozsadzały głowę
aż pękła jak bańka

Nie słyszałem..…
wołania o pomoc…….


Dziś….
nikt wieka zamknąć nie pomoże…

Wilgoć przenika od środka


stare gniazda straszą ptaki
zrezygnowana nie wołam o pomoc

zgarbiona coraz bardziej
przewijam obrazy wiosen
zapisanych w słojach

wędkarze mają nowe miejsca
brak krzyku dzieci boli

cisza i pustka

słowa wyryte na korze
tracą znaczenie

ziemia mokra
dno coraz bliżej


pękają nasiona